wtorek, 24 kwietnia 2012

Wiosenny zlot Reconnet.pl / 19-22 Kwietnia.

Od 19 do 22 Kwietna trwał wiosenny zlot użytkowników Reconnet.pl.
Jako że miałem czas, postanowiłem wybrać się na zlot. Wstępnie miałem jechać pociągiem, jednak na forum zebrała się ekipa 3 osób + ja (Młody, Doktor Ojtam Ojtam oraz Kalyk). Młody podjął się dowiezienia nas na miejsce, i powrót. Wszyscy złożyli się na paliwo, wyszło nieco taniej niż bilet na Ciuchcię w obie strony.
Postanowiliśmy zawitać na zlot w Piątek (20 Kw.), o 6:30 wyruszyłem pociągiem do Tychów,  gdzie umówiłem się z młodym na godzinę 7 z groszami.
Następnie ruszyliśmy w stronę Katowic po resztę ekipy.
Około 8:30, ruszyliśmy już wszyscy razem w stronę Secymina.


Fotkę grupową za zgodą udostępnił Marshall.




Po drodze nieco wkurzaliśmy naszego kierowcę, ciągłym dźwiękiem otwieranego alkoholu w postaci Piwa. Ale Młody się nie wyłamał, szacunek :)
W Częstochowie zrobiliśmy nieco dłuższy postój, zrobiliśmy drobne zakupy w markecie, zaopatrzyliśmy się też w nieco większy zapas piwa.
Ruszyliśmy dalej, w stronę Warszawy trafiliśmy na duży korek, przejechanie 20km, zajęło pewnie z półtora godziny.
Do Secymina dotarliśmy około 14:30, może nawet później ale nie pamiętam dokładnej godziny gdyż wlałem w siebie przez drogę trochę alkoholu :)

Było ciężko trafić do miejsca docelowego - obozowiska. Ale Chloru przez telefon "powoli ;p" starał się poprowadzić nas na miejsce. Dotarliśmy po 30 minutowej przeprawie przez bagna oraz małą przybrzeżną wysepkę, oddzieloną zatoczką z wodą z Wisły. Woda sięgała nieco ponad kostki, tak przeszliśmy na drugą stronę, gdzie czekała już na nas ekipa z Czwartku.
Autorem fotki jest Slaq

Od Czwartku na miejscówce siedzieli między innymi - Miki, Chloru, Kopek, Dragonfly
Którzy to zajęli się przygotowaniem obozowiska. W Piątek praktycznie weszliśmy na gotowe.
Na miejscówce znajdowały się 2 ogniska. Jedno do gotowania, z wiszącym "grillem", podwieszanym czajnikiem, drugie co prawda z garnkiem w którym gotowała się pyszna grochówka, ale niedługo potem garnek został zdjęty i było miejsce na duże ognisko. Dwa ogniska z czego jedno robi za "kuchnię" to świetne rozwiązanie, praktycznie nikt się nikomu nie wcinał, miejsca na grillu było sporo, z czajnika korzystano bardzo mało, jednak była to super przydatna i wygodna sprawa.


Obóz znajdował się na wysepce otoczonej z 1 strony bagnami, z 2 stron Wisłą, a z ostatniej małą wodną zatoczką z wysepką/plażą.

Jedyne czego tam nie brakowało to brudnej wody, i masy opału. Gałęzie, połamane drzewa czy grube patyki leżały dosłownie na każdym kroku, nie było potrzeby znosić drewna na ognisko, wystarczyło przejść 2 metry aby znaleźć ogromną kłodę, i wrzucić ją do ogniska. Na wysepce powstały naturalne szałasy które pokazał mi Slaq, który potem żałował że nie zobaczył ich wcześniej, i nie rozbił się w którymś z nich.



Niedługo po naszym przybyciu, pojawiło się coraz więcej uczestników. Wszyscy schodzili się aż do wieczora.

Nadszedł czas na rozbicie namiotu. Miałem okazję przetestować w końcu jedno osobowy namiot Esy Camp Star 100. Namiocik ostatecznie sprawdził się w 95%, o namiocie napisałem już blogu.


Cały Piątkowy wieczór to było zapoznawanie się z nowymi twarzami, przy dość mocnych trunkach :)
Hejtyniety częstował wszystkich Spirytusem 98%, 
inni mieli spore zapasy wódeczki i piwa, jednak zapasy te skończyły się po południu dnia następnego. Kilka osób z rana poszło do sklepu, jednak zaopatrzenie w akkohol było minimalne.


Niestety jak to zwykle bywa, musi pojawić się jakaś "Czarna Owca", przyszły na zlot takie dwie.
Późnym wieczorem pojawił się Siwy i jego kolega Arni. Panowie zamiast rozbić obóz póki jeszcze jako tako było coś widać, postanowili rozpocząć imprezę na całego.

Kolega Arni dość szybko popłynął, jednak osoba ta choć nieco upierdliwa i głośna (Cały czas śpiewał w niebo głosy, pewnie pół gminy słyszało jego koncert), była nie groźna, nie to co jego kolega Siwy. Który dość mocno się najebał, i próbował skłócić niektóre osoby. Szukał po prostu zaczepki. Tak to jest jak ktoś nie umie pić a mimo to wlewa w siebie kolejne kieliszki i łyki piwa.
Bardzo późnym wieczorem, o mało nie doszło do tragedii, kiedy to Siwy, chwycił za maczetę i zaczął ją dla zabawy wywijać, kilkanaście centymetrów nad głowami uczestników zlotu. Maczeta ostatecznie trafiła mnie 2 centymetry pod okiem, na szczęście nic się nie stało.
Następnym razem kogoś takiego bezapelacyjnie trzeba będzie wyprosić ze zlotu, mimo późnej nocnej godziny. Jeśli ktoś nie umie się zachować, to niech wraca przez bagna w nocy, a jeśli do tego nie potrafi pić, to niech wraca po pijaku. Jego problem. Gdyby nie zajebisty fart, był bym dziś bez oka.

Dla mnie Piątkowy wieczór zakończył się o 2:30. Tego dnia na miejscówce wypiłem dosłownie 3 piwa, i 2 kieliszki wódki. Nie lubię na drugi dzień zdychać :)
Wieczorny czas upłynął na opowieściach (dzięki Morg, za zajebiste i śmieszne historie z wojska), dowcipach.


Sobotnia noc była bardzo ciepła, być może dla tego że miałem namiot oraz śpiwór z temperaturą komfortu -7 stopni ;p
Wiem że niektórym osobom było jednak zimno, i nie mogli doczekać się poranka. Na "oko" było jakieś +5 stopni. Dragonfly, jako jedyny spał pod chmurką, z tego co widziałem miał tylko karimatę, śpiwór i jakąś płachtę zarzuconą na śpiwór.

W Sobotę był rosołek, który przygotował Hejtyniety, niestety nie załapałem się na niego, wstałem dość późno, pewnie około 11:00.
Jednak tego dnia kulinarnych niespodzianek było wiele.

Wilson, przygotował warsztaty gotowania połączone ze zbieractwem. Kilku uczestników poszło w teren nazbierać roślin i pokrzyw. Wilson z posiekanych pokrzyw, mąki, zrobił przepyszne placki. Niebo w gębie, od tego czasu placki z pokrzywami stały się jednym z moich ulubionych dań, w warunkach polowych przygotowanie takich placków to żaden większy problem.






Wilson przygotował też dla uczestników warsztaty ogniowe, było warto poświęcić godzinkę i zaczerpnąć nieco wiedzy na ten temat.




Morg, postanowił przygotować kurczaka w cieście, pieczony w głębokim oleju. Przed tym jednak poszedł do sklepu zakupić olej, akurat tak się złożyło że wszystkiego, ale oleju na miejscówce nie było. Morg siedział przy ognisku przez 2 godziny, i wyjmował kolejne kawałki kurczaka z oleju. Tak wykarmił chyba wszystkich uczestników. :) Kurczak był pyszny. Przepis znajduje się na blogu Morga



Oprócz tego, prawie pół dnia Puchal wyrabiał ciasto i piekł pyszne chlebki, cudowne pizze...







2 Osoby udostępniły wiatrówki, Marshall swój łuk, Hejtyniety dmuchawkę. Czas leciał, wszyscy się bawili.

W Południe opuścił nas Arni, oraz jego kolega Siwy. I nie było mi jakoś smutno z tego powodu :)
Niestety w Sobotę do domu wracał też Dragonfly, na pewno nie tylko mi było przykro że tak świetna postać opuszcza obóz.

W Sobotę po 16:00 przyszedł deszczyk, niewielki co prawda ale postanowiłem położyć się w namiocie na godzinkę. Jednak usnąłem, a o 21:00 obudziły mnie śpiewy zlotowiczów.
Miki, Niko grał na gitarze. Reszta śpiewała. Postanowiłem się przyłączyć. Ciekawe piosenki znał kolega Rajmund.

Przy śpiewach, potem rozmowach które głównie napędzał Morg oraz Parthagas zleciał czas do 1:00, wszyscy zebrali się do spania.

Pobudka o (9:00), mała przekąska, zwijanie obozu. Teoretycznie wszyscy mieli zebrać się po południu, jednak o 11:00 nikogo już nie było. Ja i Marshall lekko w szoku zostaliśmy sami na polu namiotowym.
Postanowiłem więc poczekać aż Marshall który miał mnóstwo sprzętu, spakuje się i razem ruszymy w stronę samochodów.
Przeprawa była nieco survivalowa. Przez 2 dni Wisła przybrała sporo wody według mnie było jej więcej o jakieś 40cm, i z głębokości "do kostek" zrobiło się "pod jajca". Nieco błądziliśmy po bagienkach, Chloru tradycyjnie nawigował nas przez telefon.
Na ostatnich metrach, i ostatniej przeprawie niestety nie udało mi się przerzucić buta na drugą stronę, i wpadł w sam środek bagna. Podwinięte nogawki zsunęły się i tak oto byłem mokry do połowy, drugi but zresztą też wpadł do wody ale już nie tak spektakularnie.
Schnąłem praktycznie do samych Katowic w drodze powrotnej.

Dziękuję wszystkim uczestnikom zlotu za towarzystwo, pyszne wypieki i dania leśnej kuchni.
Za miłe towarzystwo, świetne opowieści i dowcipy.

Kolejnego zlotu na pewno nie opuszczę. Kto nie był, niech żałuje, jest czego!



Filmik nagrany przez młodego, 
na którym uwieczniono przeprawę przez jedno z bagienek, 
no i kaskaderski rzut butem do wody:


Moje fotki dostępne na Picasa: https://picasaweb.google.com/107539050788332696900/WiosennyZlotReconnetPl1922Kwietnia


Linki do fotek wykonanych przez:
Puchala, Młodego, Marshalla, Miśkę, GawroNa


2 komentarze: